O tym, czego Wam i sobie życzę pod choinkę.


Moja Irena, moja ciotka Irena mówi, że kiedy z moją matką były małe i dostawały jakieś słodycze, to było tak, że Anka, dziewczynka idealna, swoje zawsze chowała na później a ona, Lili, zjadała od razu i potem zabierała starszej siostrze.
I że zawsze musiała się z Anką dzielić pomarańczami, a marzyła o tym, żeby nadszedł taki czas, żeby móc zjeść całą i nie dzielić się z nikim.

Nie wiem, czy nakaz dzielenia wynikał ze skromnych czasów powojennych czy z metod wychowawczych dziadków. Nie zweryfikuję również, czy historia o słodyczach i pomarańczach jest prawdziwa i jak opowiedziałaby ją moja matka.


Za to doskonale pamiętam, że kiedy w naszym domu odbywało się wesele ciotki i wujcia, i od kogoś dostałam wielką torbę śliwek w czekoladzie, co na początku lat ’80 było wielkim wydarzeniem, i poprosiłam mamę, żeby mi je schowała na później (wiem, że widzicie schemat) to mój brat z moim kuzynem je znaleźli i zżarli.

Rozpaczałam tak bardzo, nie tyle po stracie śliwek co z podławego powodu, że w weselnym ferworze wszystko im się upiekło i nie ponieśli kary, że mój świeżo upieczony wujcio dał mi 100 złotych (czerwone, z Ludwikiem Waryńskim), żebym sobie wpłaciła na książeczkę SKO.
Tak – przekupił mnie, żebym już nie ryczała. W każdym razie od tamtej pory jesteśmy z wujciem przyjaciółmi. Wujcio to wujcio i zawsze znajdzie dla mnie butelkę ulubionej nalewki z pigwy.

Stówkę od wujcia schowałam sama i jakimś cudem chłopaki jej nie znaleźli.


Na Święta życzę Wam cudów, których potrzebujecie.

Żebyście mieli się z kim dzielić.
Żebyście się dzielić nie musieli, jak Wam się nie chce.
Żebyście dostawali prezenty, których nic i nikt Wam nie odbierze.
Żeby Wam się coś upiekło.
Żeby zawsze ktoś Was pocieszył.
Żeby zawsze było z kim wypić ulubioną nalewkę.


Wesołych Świąt!