O tym, że 1 listopada myślę o czasie.
Kilka lat temu ze strychu w domu rodzinnym zniosłam zegar, który w prezencie ślubnym dostali moi rodzice. Ślub brali w październiku 1970 roku, czyli trochę dawno, a trochę niedawno. Kiedy byłam mała, wszystko, co przed moim urodzeniem wydawało mi się niedorzecznością, teraz dystanse czuję inaczej.
Zegar „Metron”, klasyka lat sześćdziesiątych, stał na szafie babci i co godzina wybijał godziny tyle razy, ile było trzeba, a co pół godziny bił raz. Był to główny zegar domowy, nie było innych, nie było zegara w kuchence, mikrofali, telefonie, lodówce. Zegar był wsparciem podczas obcinania włosów starszemu bratu, który darł się przy tej czynności i wtedy sytuację ratował zegar, odciągał uwagę dzieciaka bo – ale tego to już nie wiem, czy on sam czy któryś z rodziców – poruszali młoteczkami tak, aby zegar wydawał dźwięki. Młody zawieszał się w skupieniu, jak to się dzieje i wtedy można było nożyczkami przejechać po grzywce.
Potem umarła babcia, potem umarli inni, zegar się zepsuł i w ogóle wszystko się zepsuło.
Wiele lat później zegar pojechał do Adama, zegarmistrza pasjonata. Adam zegar wyprał, wyprasował i odrobaczył, naprawił wybijanie godzin i dorobił kluczyk do mechanizmu. W rezultacie zegar przyjechał do Warszawy i zaczął bić godziny w domu na Prozy, ten dźwięk natychmiast przeniósł mnie w czas „Agnisiu, leć do Julci Starzyńskiej, sól mi się skończyła”, polki z Lata z Radiem i dźwięku zegara co pół godziny, który dziwnym trafem nikomu w niczym nie przeszkadzał, który słyszeliśmy w tle, którego nie słyszeliśmy w nocy, który nie przeszkadzał w skupieniu, podczas odrabiania lekcji, oglądania filmu. Zegar był jak oddychanie.
Pierwszego dnia zegara w nowym domu okazało się, że tu odmierza czas do rozwodu albo pierwszej małżeńskiej bójki, bo chodzi i bije za głośno.
Przestałam go nakręcać, aż do dziś.
Dzisiaj, 1 listopada, będzie chodził i bił dla wszystkich, którzy dzięki niemu wiedzieli, co i kiedy teraz.
Kiedy wyjść na autobus,
wstawić ziemniaki na obiad,
włączyć mszę w radiu,
iść na majówkę,
zapędzić dzieci spać,
włączyć Kobrę albo Teatr Telewizji.