O tym, że genetyka to potęga.


Najpiękniejszy był haft richelieu na pościeli, którą Babcia szyła i haftowała, oraz nasz ogród. Dwa obszary zachwytów i podziwu. Świetnie pamiętam, co w którym miejscu ogrodu rosło. Gdzie były narcyzy i żonkile, gdzie konwalie, szczypiorek, agrest, piwonie, smolinosy, gdzie irysy i georginie, gdzie jaśmin a gdzie rabarbar. Chowaliśmy pod liśćmi rabarbaru! Czy one były takie ogromne, czy my tacy mali? Ścieżki w ogrodzie Babcia wytyczała kamieniami, które każdej wiosny bieliła wapnem. Wcześniej ścieżki były gracowane, czyli czyszczone z ziela (ziele to ziele, u nas w ogrodzie rosło ziele, nie jakieś miastowe chwasty) motyczką, czyli gracką. Jako dziecko nie wiedziałam mnóstwa rzeczy, ale wiedziałam, co to gracka.

Babcia ciągle coś robiła. Gotowała, pracowała w ogrodzie, cerowała, szyła, haftowała, czytała książki, mówiła różaniec, szła do kogoś robić zastrzyki albo stawiać bańki, do Baranowskich bo tam były zebrania Koła Gospodyń, do kościoła, do warzywa.
Tylko nie pamiętam, żeby Babcia odpoczywała.

Babcia miała takie powiedzenie: roboty nie przerobisz. Mawiała także: głupiego robota lubi.


Mam dwa i pół dnia wolnego, pierwszy raz od dawna, i nie wiem, co ze sobą zrobić.
Nie potrafię nic nie robić.
Dzięki, Babciu.

 


Na zdjęciu dziewięcioletnia ja z kuzynką, także Agnieszką, w ogrodzie Babci.


 

O tym, że Boże Narodzenie to dziwny czas