O tym, że dziecko zapamiętuje rzeczy, które naprawdę były choć nie wiadomo, dlaczego akurat te.


Mam takie wspomnienia z dzieciństwa, obrazki właściwie, rozsypane jak puzzle albo kolorowe karty do dixit. Jest zima, jest wieczór, jest dużo śniegu, idę z moją ulubioną ciotką do kuzynostwa, potem jesteśmy w jakimś lesie, szukamy choinki, czyli idą święta i potem ta choinka jest już u nich w domu, jest podwieszona pod sufitem, pamiętam długie cukierki w kolorowych papierkach.

I pamiętam kołyskę.

– Kołyskę? Jaką kołyskę, Agnisiu, a po cóż miałaby u nas stać kołyska? – śmieje się ciotka Wanda. – Choinka to tak, możesz ją pamiętać, choinkę tatuś wieszał pod sufitem, bo było mało miejsca, ale kołyska? Coś ci się pomyliło, nie było żadnej kołyski.

Ciotka Irena też nie pamięta. Jak mogą? Jak mogą nie pamiętać kołyski?
Siedzimy przedwczoraj na schodach domu cioci Wandy, podziwiamy liliowce, rozmawiamy o lesie, o jagodach, o kurkach, że gorąco, pytam o wnuki cioci.

A do mnie wraca kołyska. Naprawdę ją pamiętam. Mam to wspomnienie przez ponad 40 lat i teraz mi mówią, że to mi się wydawało?

Nie. Kołyska nie może nie istnieć.


Psychologowie twierdzą, że dzieci pamiętają wydarzenia od 4. roku życia i że można te wspomnienia uruchomić, wydobyć. Że nie ma takiej możliwości, żeby zapomnieć na zawsze, że są metody którymi można wygrzebać je z mroków, gdy się chce nad czymś popracować. Kilka dni wcześniej, jadąc na wieś słuchałam o tym podcastu i łapię się teraz tej wiedzy.

– Ale ja naprawdę pamiętam kołyskę – upieram się więc przy swoim, kiedy oglądamy zdjęcia maluchów w telefonie.
Przecież pamiętam, że ją dotykam, pamiętam jak pachnie, stoję przy niej taka mała, kołyska jest większa ode mnie.
Nie. Kołyska nie może nie istnieć. To wspomnienie jest mi po nic, ale możliwe, że jest moim najstarszym wspomnieniem. Nic dziwnego, ze chcę je mieć.

Ciotki patrzą na siebie, kręcą głowami. – Ja to w ogóle nie pamiętam nic takiego, żadnej choinki – mówi Irena i się nie dziwię, bo dla niej zimowy spacer wieczorem do lasu nie byłby niczym szczególnym. No ale dla mnie, pewnie gdzieś 5-letniej to była wyprawa życia. Bez rodziców, z ciotkami, z wujkami, wieczorem, zimą, do lasu… Czy to mogło nie być wydarzeniem życia?

– To dlaczego dobrze pamiętam choinkę a niedobrze kołyskę? – drąży detektyw. – A cukierki? Dobrze pamiętam?

– No cukierki to tak. Ale kołyska nie.

– Może gdzieś poszliśmy po te zabawki, na strychu może były? –zastanawiam się nie wiem chociaż nie wiem, skąd bierze mi się strych i w dodatku kompletnie tego nie pamiętam, ale u nas w domu zabawki choinkowe trzymało się na strychu, więc strzelam.

– Aaaa, na strychu … – mówi ciotka i mości się na krześle, bo bura kocurka, która właśnie przyszła i wskoczyła między plecy a oparciem, najwyraźniej zaczęła się rozpychać –  czekaj, no patrz, przyszła i jak się tu wpycha, no co się tak rozpychasz, mało masz miejsca… na strychu mówisz, no na strychu to stała kołyska, trzymało się w niej ubrania, zimą letnie a latem zimowe. Potem w tej kołysce to któryś dzieciak Grabowskich spał. Pamiętam, że pożyczyli tę kołyskę od nas, jak się któreś urodziło, już nie pamiętam, które.

Reszty słów nie słyszę bo zrobiło mi się gorąco. Jest! Moja kołyska jest! Psychologia to potęga, pamięć dziecka to potęga. Rozpływam się w błogim uśmiechu, mam swoją kołyskę i swoje najstarsze wspomnienie.

– Ale czekaj no, skąd ty ją możesz pamiętać? Przecież nikt by takiego dziecka na strych po drabinie nie puścił, boby spadło! Skąd ty się na tym strychu wzięłaś???


Na zdjęciu starsze ode mnie choinkowe ozdoby.


 

O tym, że dziecko zapamiętuje rzeczy, które naprawdę były choć nie wiadomo, dlaczego akurat te.