O tym, że dom bez kota to głupota, czego naprawdę boję się w życiu i o chwili triumfu technologii
Zdecydowanie, jeśli ktoś ma miękkie serce, musi mieć twardsze serce. Osoby marzące o posiadaniu ślicznego, puchatego kotka, uroczo zasypiającego na kocyku w kolorze beżowego różu na szarej kanapie kontrastującej z bielonym drewnem podłogi, co tak ładnie wygląda później na Insta, powinny nie czytać dalej.
W nocy zza okna sypialni doleciał i obudził mnie lament Nelsona. Wstałam natychmiast, po ciemku, bo żeby było szybciej nie zapaliłam światła i poszłam do drzwi. Nie ma. Poszłam do drugich. Jest. Miauczał przestrasznie, więc nadal nieprzytomna utuliłam, sprawdziłam czy są cztery łapki i czy jako tako krew się nie leje.
Wszystko było w porządku, więc po co zapaliłam to cholerne światło i zobaczyłam, że tulony przeze mnie przed chwilą Nels ma w pyszczku mysz?
Nie wiem.
Są dwie rzeczy na świecie, których się irracjonalnie boję. Mysz jest jedną z nich.
Naprawdę nie jest teraz ważne, w jakim miliodcinku sekundy znalazłam się nad uchem Marcina, dramatyzując żeby wstał i ją stąd zabrał, choć jestem przekonana że to mnie taką właśnie fizycy brali pod uwagę konstruując pojęcie czasu Plancka, to jest najmniejszej jednostki czasu mającej sens fizyczny. Uwierzcie, po prostu byłam szybka.
Nelson zorientował się błyskawicznie, co się szykuje i zanim nadeszła odsiecz, ukrył mysz i natychmiast błogo rozciągnął się na podłodze: idziecie mnie nakarmić? Ale naprawdę już? O drugiej dwadzieścia? Ale stary, jaka mysz, no co ty, w życiu bym nie przyniósł, daj spokój, znasz ją, szurnięta jakaś z tymi myszami… Zamarłam: no tak, Marcin zaraz dojdzie do tego samego wniosku, że mi się przywidziało, że byłam zaspana i żadnej myszy nie ma bo nie było, a ja pójdę spać do samochodu. Wizja, że będziemy z myszą obie pod jednym dachem … nawet nie potrafię o tym myśleć.
Więc akcja deratyzacja musiała trwać dalej i zabrała kilka minut, w trakcie których mysz została odnaleziona i usunięta trwale, światło zgaszone, a ja zadałam sobie uspokajające ćwiczenia oddechowe. Już-już zaczynałam alternatywne życie w sennych powidokach, gdy obrażony Nelson zażądał, abym go z powrotem wypuściła na dwór. Było równie ciemno, była trzecia piętnaście i uważam, że na takie właśnie sytuacje wymyślono czytniki ebooków.
Lektura w tle:
Bartek Dobroch „Artur Hajzer. Droga słonia”,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2018, ebook.