O sztuce szycia, domowych zwyczajach i mądrości pokoleń.
To będzie historia o tym, że jak coś działa dobrze, to nie ma co zmieniać oraz o tym, że zapewne po Babci nie lubię zmian, a lubię rytuały.
Moja Babcia była znakomitą krawcową. Napisałam to zdanie i zdałam sobie sprawę, że to tylko część prawdy, bo Babcia była równie znakomitą: krawcową, ogrodniczką, kucharką, pielęgniarką, czytelniczką książek… Babcia potrafiła wszystko. Wszystko. W tym szyć.
Babcia miała taki zwyczaj, że jak ktoś przynosił jej coś do uszycia, przeszycia, przerobienia – nieważne do czego – to ta nowa robota musiała się najpierw odleżeć, a to znaczy: poczekać sobie w szafie. Babcia w sumie nie wiedziała, po co materiał ma czekać, ale tak było. Miał poczekać na właściwy moment, który następował wtedy, kiedy Babcia poczuła, że nastąpił.
Babcia potrafiła wszystko. Wszystko.
Pewnego dnia ponad trzydzieści lat temu, w styczniu, moja Babcia stojąc przed stertą powierzonych materiałów, z których miały powstać czyjeś nowe sukienki, spodnie i spódnice powiedziała sobie, że dość tego. Nie, że szycia, nie. Dość odkładania na później, zwlekania, dojrzewania. Od dziś wszystko będzie robione od ręki, po kolei, nikt na nic nie będzie czekał, materiały nie będą zalegać w szafie, a Babcia nie będzie miała poczucia, że ciągle coś nad nią wisi. Od dziś wszystko będzie szyte na bieżąco. Tego samego popołudnia do Babci przyszła ciocia Tereska, z nowym materiałem na spodnie dla dwóch moich kuzynów. Babcia aż podskoczyła z radości: Teresko! Siadam do maszyny! – i wdrożyła zmianę w procesie. Spodnie zostały uszyte niezwłocznie i następnego wieczoru zaniesione chłopakom.
Babcia była spełniona i dumna: tak, o to chodzi.
Pracować dobrze, szybko, sprawnie, ludzie będą zadowoleni, a na sumieniu i półce nic nie będzie zalegało. Babcia poszła spać szczęśliwa.
Tej nocy w domu cioci i wujka wybuchł pożar.
Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale dom spłonął doszczętnie, w tym także nowiutkie spodnie moich kuzynów.
Dla Babci to był wstrząs. Po co się tak spieszyła z tymi spodniami? Przecież – o ironio losu – nie paliło się. Chłopcy mieliby chociaż te spodnie, a tak – wszystko przepadło w pożarze…
Następnego dnia wszystko wróciło na stare tory. Babcia przestała działać eksperymentalnie. Domowe zwyczaje wróciły na miejsce, materiały znowu musiały się odleżeć.
Ta historia o materiale, który musi się odleżeć przypomina mi się zawsze, gdy siadam do pisania. Nie umiem nic uszyć, nic a nic, nawet przyszywanie guzików mi nie wychodzi, ale każdy nowy tekst musi mi się odleżeć, jak materiał w szafie u Babci.
Dzięki Babci wiem, żeby nie eksperymentować.
Lektura w tle:
Anna Król „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie”, Oficyna Wydawnicza Wilk & Król, 2015.
Ludwika Włodek „Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów”, Wydawnictwo Literackie, 2012.