O rozpaczy dziecka, które zapomniało, matczynej kiecce i niezastąpionej Babci, czyli skąd się biorą galowe spódniczki


Chcę Was prosić, u progu rozpoczynającego się roku szkolnego, abyście nigdy ale to nigdy nie tracili nerwów w sytuacji, gdy Wasze dziecko nagle pośród nocy sobie przypomni, że na jutro rano koniecznie musi mieć coś, czego absolutnie nie macie w domu. Nieważne, co to jest. Nieważne.

Obudziłam się chwilę po tym, jak zasnęłam i natychmiast przytomna powiedziałam na głos: „Mama! A jutro mamy przyjść na galowo!”. Byłam w pierwszej klasie podstawówki, to była zima, była już noc, do najbliższego sklepu odzieżowego było kilkanaście kilometrów a zresztą co za różnica ile, skoro i tak nikt by mi w nim nic nie kupił. Nic bowiem wtedy w sklepach nie było. Zresztą podobnie jak w portfelach, w damskiej wersji zwanych portmonetkami.

W ogóle nie wiedziałam, co to znaczy: na galowo. Wyjaśniono mi. Kiedy dla wszystkich już stało się jasne, że nie mam białej bluzeczki i granatowej spódniczki, a zatem  gdy natychmiast utonęłam we łzach w żalu nad sobą, Babcia i Mama wymieniły spojrzenia.

Jestem pewna, że pomyślały, że dzieci to skarb.


No bo to musiało wyglądać tak: właśnie zapędzili nas spać, właśnie przynajmniej jedno z trojga zasnęło ale myślę, że więcej, więc Mama pewnie mogła spokojnie posprawdzać zeszyty a Babcia poczytać „Błogosławioną winę”, o której będzie innym razem. Nic nie zapowiadało, że oto nagle pojawię się ja, zaryczana, zrozpaczona, roztrzęsiona, z niezatrzymywalną dziecięcą histerią i na pewno niegotowa przyjąć informację: „No trudno, skoro jesteś tak nieodpowiedziana i zapomniałaś, że jutro masz występ w szkolnym teatrzyku, to pójdziesz do szkoły w tym samym dresiku, w którym byłaś wczoraj i przedwczoraj, i dwa dni temu, i może wtedy się nauczysz, że trzeba myśleć wcześniej”.

Więc nie udzielono mi takiej porady.

Zamiast tego Babcia natychmiast zmierzyła mnie krawieckim centymetrem, a Mama pożegnała się z jedną ze swoich rozkloszowanych spódnic, uszytych przez Babcię nieco wcześniej. Babcia zrobiła z niej galową spódniczkę dla mnie i to ona, ta spódniczka uszyta w jakieś dwie godziny wtedy w nocy, obsługiwała kolejne imprezy szkolne przez parę sezonów. Pamiętam, że mogłam iść spać po przymiarce sfastrygowanej wersji roboczej, a rano okazało się, że spódniczka dostała też szelki i serduszko, do którego szelki były zapinane. Białą bluzeczkę zagrał przyduży golfik.

Następnego dnia poszłam do szkoły na galowo. Jak widać na zdjęciu ze starszym bratem, on nie musiał być tego dnia na galowo i w sumie nie wiem, kto miał więcej szczęścia: on czy Mama, która nie musiała tracić drugiej kiecki.


Lektura w tle: 

Joanna Olczak-Ronikier„W ogrodzie pamięci”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002.
Danuta Wawiłow, wiersz „Moja siostra królewna”