O tym, jakie miałam przezwisko w podstawówce, o skutecznym lekarstwie na anginę i pierwszym liście miłosnym


Po czwartej klasie podstawówki zmieniłam szkołę i zaraz na początku piątej dostałam od chłopaków z klasy przezwisko Młoda. Nie znosiłam go, bo wydawało mi się, że Młoda to najgorzej. Miałam jednak na tyle rozumu, żeby nie protestować, a poza tym tak, urodziłam się w grudniu więc byłam najmłodsza w klasie, więc byłam Młoda. Jak się ma jedenaście lat a ktoś inny ma jedenaście lat i jedenaście miesięcy to hej, jasne że jest starszy i bardziej doświadczony, wszyscy to wiedzą. Nawet Młoda.

Starałam się cierpieć z godnością, ale wiecie. Młoda. Inni mieli takie fajne przezwiska, jakieś wariacje na temat, jakieś sugestie, jakieś niezrozumiale dla mnie związki z ekscytującymi historiami z nie-za-moich-czasów, jakieś świetne odniesienia do czegoś i kogoś.

Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie z góry, nawet ci z młodszych klas, co doprowadzało mnie do rozpaczy. A patrzyli, bo może i byli młodsi, ale to ja byłam Młoda.

Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie z góry, nawet ci z młodszych klas, co doprowadzało mnie do rozpaczy. A patrzyli, bo może i byli młodsi, ale to ja byłam Młoda.


Pewnego dnia, gdy leżałam w domu z anginą, świętej pamięci Pan Janek Listonosz przyniósł zaadresowany do mnie list, prawdziwy, w kopercie, ze znaczkiem. Nie mogły to być informacje co zadane, bo te przyniosłaby mi moja Mama, która przecież uczyła w tej samej szkole i zawsze w takich sytuacjach transportowała szkolną grypserę. A to był prawdziwy list, który napisał do mnie kolega z klasy, o tym, że on zauważył już dawno, że jestem dziewczyną ładną (tak, taki szyk zastosował: że jesteś dziewczyną ładną,) i zresztą nie tylko on.

I to było wszystko. Sedno sprawy polegało na tym, że on zauważył i że ktoś jeszcze też. Nic więcej, żadnego call to action, żadnego czy chcesz ze mną chodzić albo odpisz mi. Nie wiedziałam, co z tą informacją mam zrobić więc nic nie zrobiłam, choć pamiętam, że natychmiast wyzdrowiałam, ale jest też możliwe, że pomogła penicylina w zastrzykach od doktora Konopy.

Pamiętam, że kiedy czytałam list, rodzina patrzyła na mnie w napięciu. Kiedy skończyłam, wszyscy chcieli wiedzieć, co jest w nim napisane, to był pierwszy prawdziwy list do młodego pokolenia w naszym domu. Nie dziwiłam się i list przeczytałam głośno. Pamiętam też, że zataiłam imię autora, bo hej, może byłam Młoda, ale wiedziałam, że trzeba mieć swoje tajemnice a to się nadawało na tajemnicę jak diabli. Mama nie byłaby sobą, nauczycielką polonistką, gdyby nie chciała jeszcze wiedzieć, kto tak pięknie napisał i czy są tam błędy. Nie powiedziałam.

Nie pamiętam, co się działo po powrocie do szkoły i jak wyglądało moje spotkanie z kolegą z 5a. Pamiętam staranny charakter pisma, który na co dzień tak nie wyglądał, jeden błąd ortograficzny w zakończeniu i to, że wtedy nic z tego w ogóle nie zrobiło na mnie wrażenia, bo ja się kochałam w kimś zupełnie innym. Kompletnie nie zainteresowało mnie również, kto jeszcze tak uważa czego dzisiaj w sumie żałuję.

Z historii mojego pierwszego miłosnego listu płynie, że nie wolno nie doceniać odwagi zakochanych dwunastolatków i że zakochany człowiek zrobi wiele.


To był początek końca Młodej. Autor listu był zarazem pomysłodawcą mojego przezwiska, więc powoli zaczynałam być po prostu Agą. Pewnie nie chciał się kochać w Młodej, ale możliwe też, że po prostu się zestarzałam. Z historii mojego pierwszego miłosnego listu płynie, że nie wolno nie doceniać odwagi zakochanych dwunastolatków i że zakochany człowiek zrobi wiele. Bo musicie wiedzieć, że moja Mama w 5a uczyła języka polskiego.

Niezmiennie uważam, że napisanie listu do córki własnej polonistki to jest wielka sprawa. Inna rzecz, że potem nie dostałam już żadnego listu miłosnego.


Lektura w tle: 

Jarosław Iwaszkiewicz „Poziomka”