O jednak skomplikowanym stosunku do Świąt.


Napisałam w grudniu, że bardzo lubię Święta. Dopiszę teraz coś, co powinno się było pojawić drobnym drukiem wtedy, ale się nie pojawiło: tak, ale. Tak, ale to dotyczy Bożego Narodzenia. Do Wielkanocy mam mało sympatii. Wiążą się z nią takie wspomnienia, że właściwie za nią nie przepadam, a właściwie to jej nie lubię. Sytuację ratuje tylko to, że zazwyczaj jest wiosna na dworze, a wiosnę lubię.

Napisałam, że bardzo lubię Święta? Tak, ale.


Jedno z moich bardziej traumatycznych wspomnień wielkanocnych dotyczy tego, jak nasza sąsiadka, pani Julcia Starzyńska, która po złamaniu biodra poruszała się o kulach poprosiła mnie, abym idąc po święconkę do Baranowskich, do których domu zanosiło się koszyczki i tam przyjeżdżał ksiądz ze Starej Wsi aby je poświęcić, przyniosła także jej koszyczek.
Tak mi się dziś ciężko chodzi, powiedziała, Agnisiu, to weź i mój jak idziesz, mój to będzie z taką liliową wstążką.
Nie ma sprawy. Ze stołu zabrałam nasz i z taką liliową wstążką.
Wróciłam do domu, gdzie Julcia na mój widok aż klasnęła w dłonie: Ale to nie ten! Agnisiu! Mój to taki z taką kokardą jak twoja kurtka! Spojrzałam na swoją kurteczkę w kolorze strażackiej czerwieni i z całą mocą poczułam, że w życiu nie wrócę do Baranowskich, żeby wymienić ten poświęcony, ale przeklęty koszyczek. Prędzej zapadnę się pod ziemię. Nie i koniec. Rozryczałam się tak, że z koszyczkiem musiała pójść moja Mama.

Szukałam więc w starych fotografiach jakiejś, która mogłaby zmienić mój stosunek do Wielkanocy. Jak Babcia bieli wapnem kamienie przy ścieżkach w ogrodzie albo jak szpaki przylatują do budki przed drzwiami, albo jak buraczkowe łodyżki piwonii są już wyraźnie widoczne, albo jak roztapiamy wosk w metalowym wieczku pudełka od pasty do butów i malujemy nim wzorki na jajkach, które lądują w garnku z łupinami cebuli, żeby zostać pisankami.

Ale nie, nie ma takich.

Jest za to jedno, zrobione przy okazji ślubu Ireny, czyli na pewno w Wielkanoc, na którym nie dość, że jestem w jedynej mojej galowej spódniczce, której historię znacie, a mój młodszy brat ma włosy dłuższe ode mnie, to w dodatku nie mam jedynki, bo akurat wypadały mi mleczaki.


Lektura w tle: 

Mariusz Szczygieł „Nie ma”, Dowody na Istnienie, Warszawa 2018.

O jednak skomplikowanym stosunku do świąt.