O pierwszej książce, która sprawiła, że chwilowo nie mogę czytać innych.
Zazwyczaj czytam kilka książek na raz. Przy łóżku mam kolejkę tych, które będą następne. I zazwyczaj nie mogę się doczekać, więc nie kończąc pierwszej zaczynam drugą, trzecią, w końcu czytam wszystkie na zmianę. Teraz jest inaczej. Książkę, którą czytam teraz, czytam jako jedyną i w skupieniu, na raty. Nie mogę się od niej uwolnić. I nie jestem w stanie sięgnąć po inną.
Chciałabym, żeby przeczytali ją wszyscy. A z drugiej strony, czy chciałabym, aby smutek, który rozlewa się we mnie, rozlewał się w innych?
Nie chciałabym, myślałam przez większość czasu. Ale teraz myślę, że właściwie, dlaczego nie.
Dlaczego nie mielibyśmy czytać o tym, co robiliśmy? My, ludzie, nie szkodzi, że w Kanadzie, że daleko, że lata temu, że to inni ludzie. Historie dzieci rdzennych mieszkańców Kanady, oddawanych do szkół z internatami, w których były poniżane, dręczone, bite, gwałcone nie mają granic ani terminu ważności. Inni o tym wiedzieli. Inni dowiedzieli się po latach, teraz, niedawno, może właśnie czytają tę książkę. Powinniśmy ją przeczytać, żeby się nie powtórzyło – czy nie o tym właśnie kilka tygodni temu mówił Marian Turski?
Zapamiętałam fragment, w którym autorka opisuje rozmowę z dziennikarzem, Jonathanem Kayem, o sytuacji konfrontowania się kolejnych pokoleń, zwłaszcza imigrantów, którzy po latach mieszkania w Kanadzie czują się już obywatelami i patriotami, ale przecież nie poczuwają się do odpowiedzialności za wyrządzone lata temu okropieństwa. Rozmowa była nagrywana na dyktafon, a w kuchni obok krzątała się niania dzieci Jonathana – starsza kobieta, mieszkająca od lat w Kanadzie, mająca obywatelstwo, dom, rodzinę – z pochodzenia Filipinka. Kay mówi, że przepraszanie za wyrządzone krzywdy ma drugą stronę: bo co to znaczy, że Kanadyjczycy mają przepraszać? Wszyscy Kanadyjczycy? A niania, która jest najbardziej dumną kanadyjską patriotką, jaką można sobie wyobrazić, ale nie obchodzi jej kwestia indiańska, bo nie zrobiła nic złego, za co ona ma przepraszać?
To prawda.
Tak jak prawdą jest to, co pisze dalej Joanna Gierak – Onoszko, autorka reportażu „27 śmierci Toby’ego Obeda”. Że o patriotycznych uczuciach i stosunku do bolesnej historii ojczyzny z wyboru pochodzącej z Filipin niani, dwoje białych dziennikarzy rozmawia nie pytając niani o zdanie, choć siedzą przy stole, wokół którego ona się krząta.
Obojętność i uważność. Dwie strony medalu.
Lektura w tle: Joanna Gierak – Onoszko, „27 śmierci Toby’ego Obeda”, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2019.