O fenomenie pamięci, mistrzach i matematyce


Nie wiem, dlaczego zapamiętujemy jakieś rzeczy, szczegóły, nawet wydarzenia, które obiektywnie nie wydają się znaczące. Czy ważne jest na przykład, co wisiało na ścianie w licealnej pracowni matematycznej? A ja na przykład, pamiętam.

Na ścianie w pracowni matematycznej mojego liceum wisiał portret Wacława Sierpińskiego. Niewielkie zdjęcie, czarno – białe, w skromnej ramce. Wiele lat potem tego, kim był Wacław Sierpiński dla polskiej matematyki i nauki w ogóle, dowiedziałam się z przecudnej książki Mariusza Urbanka „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”. Bardzo, bardzo ją Wam polecam.Ale wtedy wszystko, co wiedziałam o Wacławie Sierpińskim to to, że był nauczycielem, mistrzem Kornelii Elgassowej, naszej profesorki od matematyki, i że musiał być genialnym matematykiem. Profesor Elgassowa wypowiadała się o nim rzadko, ale wyłącznie z najwyższym szacunkiem. My zaś wypowiadaliśmy się o Kornelii Elgassowej per „Kora”, wyłącznie po cichu, z szacunkiem i nabożną trwogą.

Wiele lat potem tego, kim był Wacław Sierpiński dla polskiej matematyki i nauki w ogóle, dowiedziałam się z przecudnej książki Mariusza Urbanka „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”. Bardzo, bardzo ją Wam polecam.


Kornelia Elgass była bardzo surową i wymagającą nauczycielką, która potrafiła doskonale wyjaśnić, o co chodzi w matematyce. Jeśli coś sprawiało nam kłopot, przychodziliśmy na dodatkowe z nią lekcje, które Kora organizowała nam o godzinie 7.10. Tłumaczyła i wymagała, bezlitośnie tępiła kalkulatory i kategorycznie wymagała umiejętności logicznego myślenia i liczenia w pamięci. Zawsze taka była, wiem bo uczyła moja Mamę, potem jej siostrę i jeszcze ze sto pokoleń przed nami. Prawdę mówiąc, baliśmy się jej chyba wszyscy, za mną w dodatku ciągnęło się domniemanie, że matematycznie będę równie zaawansowana co Matka, a Matka nie była.

Czy dzisiaj miewa się pod ręką portrety swoich mistrzów? Czy dzisiaj miewa się mistrzów?


Mama miała u profesor Elgassowej trójkę, i kiedyś zapytałam jej siostrę, czy bardzo z tego powodu cierpiała i okazało się, że bardzo. Mama była kujonem i ocena dostateczna z czegokolwiek raniła jej ambicję, choć serio: trója u Elgassowej to było dużo. Pochwalę się, że miałam u Kory czwórkę, a raz nawet dostałam piątkę, ale było to raz i najwyraźniej umordowało mnie do tego stopnia, że już się nie powtórzyło. Potem, po śmierci profesor Elgassowej w drugiej liceum, przestałam rozumieć matematykę i też miałam trzy. Ledwo.

Czy dzisiaj miewa się pod ręką portrety swoich mistrzów?
Czy dzisiaj miewa się mistrzów?

Nie wiem, dlaczego zapamiętałam portret Wacława Sierpińskiego. Może chodzi o to, że to ważne, aby mieć mistrza, nauczyciela, mentora i aby móc o nim pamiętać, i iść własną drogą.


Lektura w tle: 

Mariusz Urbanek „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”, Iskry 2014.