O tym, za jak różnymi rzeczami można tęsknić


Nie wiem, co  dokładnie, ale dużo bym dała, żeby się na jeden tydzień przenieść do początku lat 80., tych najwcześniejszych, kiedy mogłabym pobyć z Babcią. Nie wymyślono dotychczas nic lepszego od Babci. Kiedyś moi bracia czymś mnie strasznie skrzywdzili, nie pamiętam czym. Oszukali czy coś, i to było prawdziwe, bo Babcia prawdziwie mnie pocieszała (prawdziwie, czyli widziała, że w tamtej sytuacji autentycznie mam prawo czuć się pokrzywdzona, bo zazwyczaj nie przejmowała się histeriami i mówiła: „Ty też jesteś harosza!” – to znaczyło: „Ty też, kochana wnuczko, nie jesteś tu bez winy więc przestań ryczeć, nic ci nie jest”.

Co bym zrobiła, przenosząc się we wczesne lata osiemdziesiąte?


Spisałabym wszystkie przepisy kulinarne Babci.
Poszłabym z Babcią do Kółka Gospodyń Wiejskich.
Uprosiłabym, żeby mnie zabrała na wycieczkę do Kodnia.
Zanotowałabym dokładnie przepowiednie pogody, zapisywane w któreś kolejne dni i odnoszące się do mających nadejść miesięcy (ale których dni? kiedy to się zapisywało?)
Dociekłabym, dlaczego babciny grudzień w doniczce na szafie kwitł jak należy w grudniu, a nie jak mu się podoba.

A przede wszystkim nie fuknęłabym obrażona, że nie potrzeba, kiedy Babcia zaproponowała, że weźmie mnie, poszkodowaną losem i braćmi, na barana i zaniesie do łóżka. Wtedy uniosłam się honorem i poszłam na własnych nogach, naburmuszona, i to jest jedna z tych rzeczy, dla których przeniosłabym się w czasie natychmiast.

Nie mam pojęcia, czemu mi się to przypomniało, ale może dlatego, że stół przy którym właśnie siedzę i piszę stoi w miejscu, w którym kiedyś stało łóżko Babci.

Na zdjęciu Babcia w czasie, kiedy nawet jej się jeszcze nie śniły lata osiemdziesiąte.



Lektura w tle: 

Maria Rodziewiczówna „Straszny dziadunio”, WL,1988. 

O tym, jak jak różnymi rzeczami można tęsknić.