O znaczeniu debiutów, przeczuciach z młodości i o postanowieniach.
Pierwsze były Karkonosze, Tatry dopiero rok po nich. Kiedy po raz pierwszy wysiadłam z pociągu w Zakopanem nie wiem skąd wiedziałam, że to jest to i że jestem u siebie. Od tamtej pory przynajmniej raz w roku jestem w Tatrach, podtrzymując w sobie postanowienie, że za jakiś czas powiem, że przynajmniej raz w roku jestem w Warszawie.
Mam w Tatrach i w Zakopanem kilka ulubionych miejsc.
Nie sądzę, abyście uwierzyli, które z nich jednak najbardziej mnie wzrusza.
Otóż jest to koniec torów. Koniec torów w Zakopanem, dacie wiarę? Nawet kiedy jadę samochodem, potrafię iść na dworzec w Zakopanem popatrzeć sobie na koniec torów.
Po prostu doskonale pamiętam to uczucie, kiedy patrzy się na coś lub kogoś, i się po prostu wie. No to ja właśnie wtedy wiedziałam, że mogę sobie jeździć po świecie ile wlezie, ale nic piękniejszego nie ma.
Koniec.
Więc to jest bardzo ważne, pozwolić sobie zrobić coś po raz pierwszy w życiu, bo można znaleźć różne rzeczy, wśród których miłość wcale nie jest najrzadsza, choć zazwyczaj najmniej spodziewana.
Możliwe, że ciekawym postanowieniem na każdy nowy rok, a od pewnego momentu, kiedy życie zaczyna się diabelnie cenić, na każdy dzień, jest pozwalać sobie robić rzeczy po raz pierwszy w życiu.
Na zdjęciu jestem ja, po raz pierwszy w Tatrach.

Lektura w tle:
Julian Tuwim, „Moja miłość”, wybór i opracowanie Tadeusz Januszewski, Iskry, Warszawa 2014.