O tym, że ludzie są różne, o wyzwaniach w życiu i za co lubię moją dentystkę
Macie się raczej za odważnych i powtarzacie, że nie ma rzeczy niemożliwych a wszystko zależy tylko od nas bo życie jest w naszych rękach? Tak, ja też. Dlatego zapraszam także siebie do – i teraz będzie super modnie, bo będzie wyzwanie – a zatem zapraszam, podejmij ze mną wyzwanie: „ W 2019 podczas borowania nie zgodzę się z mówiącym do mnie dentystą”.
Mam bardzo fajną panią doktor. Jest kompetentna, rzeczowa, zna się na robocie, ma poczucie humoru i lubi dużo mówić. Lubię ludzi, którzy mają poczucie humoru i dużo mówią oraz przede wszystkim, gdy zupełnie nie przeszkadza im, że ich rozmówca leżący w tej samej chwili pod troszkę upiornie świecącą lampą, z otwartą buzią, z piętnastoma poupychanymi w niej tamponikami, tą bulgotającą rurką oraz oczywiście lustereczkiem – lekko już spocony, ze zdrętwiałymi od zaciskania powiekami w oczekiwaniu na „No dobrze … można wypłukać” – się nie odzywa. Wydaje mi się, że ich, stomatologów, muszą tego uczyć na studiach: jak zadać pacjentowi jak najwięcej pytań w trakcie borowania. A wygrywa student, którego pacjent odpowie oczywiście na jak najmniej.
Wydaje mi się, że ich, stomatologów, muszą tego uczyć na studiach: jak zadać pacjentowi jak najwięcej pytań w trakcie borowania.
Znam jednego pacjenta, którego stomatologia polska może się bać i jest to mąż mojej przyjaciółki, który jest Anglikiem a wiadomo, jak dobrze wychowani są Anglicy i jak ktoś pyta, oni po prostu odpowiadają. Więc tu sztuczka nie zadziała. No way. Tamponiki się przesuwa językiem w lewo i lecimy „This is very interesting question, I would say… ”
Przypomina mi się to dziś, ponieważ pakuję rzeczy na kilkudniowy wyjazd do Rzymu i jak zawsze zabrałam sobie osobny worek na rzeczy do prania. Zazwyczaj bowiem, pakując się przed powrotem do domu, segreguję sobie rzeczy i potem łatwiej jest mi od razu wrzucać je do pralki. Nienawidzę mieć bałagan w torbie, a bałaganu plus ciuchów do prania w bałaganie nienawidzę podwójnie.
Gdy parę dni temu byłam na fotelu dentystycznym, ucięłyśmy sobie z doktor Joanną specyficzną pogawędkę o tym, jak różne codzienne psychozy mają ludzie. Doktor mówiła, ja aktywnie mrugałam oczami na znak, ze zgadzam się ze wszystkim: tak, bezdyskusyjnie, to szczyt wszystkiego, na serio ześwirowała, kto to słyszał, ale poważnie ktoś tak robi … I wtedy nagle doktor na chwilę wyjęła wiertło z mojej szczęki i mówi: „Ale wie pani co, najlepsza to jest moja siostra! Jak gdzieś wyjeżdża to potem pakując się przed powrotem do domu, segreguje sobie rzeczy bo twierdzi, że potem łatwiej jest jej od razu wrzucać je do pralki!”
Ktoś dołącza?
Lektura w tle:
Ilona Wiśniewska „Lud. Z grenlandzkiej wyspy”,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.
Wiedziałam że się uśmiechnę na dobranoc. Muszę przyznać, że nie wiedziałam jakie będzie zakończenie i co połączy te dwa wątki.. a tu proszę – psychoza :) Ps. Też dzielę ciuchy.. choć po powrocie uznaję, że wszsytkie przeszły potem/ zapachem pokoju/ kurzem i i tak niema wszystko piorę, choć to mało ekologiczne.
A dzielisz na: jasne osobno, białe osobno, ciemne osobno? Bo ja to jeszcze tak układam w torby. Nie tylko 0-1, czyste – nieczyste …